środa, 18 listopada 2015

Politycznie niepoprawni?



Kto właściwie najgłośniej krzyczy o tym, że łowiectwo jest złe? Myśliwi to urodzeni mordercy a na ich rodziny powinny być zesłane wszelkie złe plagi świata, nie tylko egipskie. Jakbyście mieli wątpliwości zajrzyjcie na „guru” stron anty-myśliwskich w internecie-LPM. Dowiecie się tam, że myśliwi to między innymi pedofile a jakby ktoś miał wątpliwości to zamach w Paryżu też nasza wina. Walnijmy się w piersi, padnijmy na kolana i do Białegostoku prosić Króla królów największego cyrku w Polsce o przebaczenie.
Na czym polega fenomen całego eko-biznesu? Ano bardzo proste, ktoś bardzo sprytny wpadł na pomysł jak bandzie kretynów sprzedać kilka płaczliwych bajeczek i trzepać na tym niezłą kasę. Z każdym nowym pomysłem organizacji opierających swoją ideologię na eko-terrorze zaczynam się zastanawiać: ktoś w tak wyrafinowany sposób robi sobie z tych biednych „lepszych” ludzi jaja? Od podszewki wygląda to tak- te firmy bijące ogromną kasę na garbach ludzi owładniętych modą na bycie „eko” nagłaśniają jakąś sprawę, ludzie wieszają się na drzewach, robią akcję w stylu „ratujmy wierzby przy drogach- walić życie ludzi, niech się zabijają na nich”. Potem taka organizacja zgarnia kasę za to, aby się zamknęła i wszyscy są zadowoleni, czysty biznes.
Każde zdjęcie, każdy pretekst jest dobry do tego, aby wyżebrać parę groszy. Na walkę z tymi wstrętnymi myśliwymi chociażby. A tymczasem Pan prezes buja się po Warszawce furką za parę ładnych groszy. Jest to dobry pomysł, bo skoro bycie eko jest na top 10 bycia modnym- to popierają to nie tylko ludzie nie mający o tym pojęcia ale także podrzędne pseudo gwiazdeczki- celebrytki. Aż człowiek nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać na widok wytapetowanej i wybotoksowanej panny co sylikon na mózg ciśnie która w skórzanych kozaczkach walczy o prawa zwierząt, przypinając się do psiej budy w płaszczyku od Prady a przyjechała walczyć o tą ekologię furą co spala 20 litrów, bo kto bogatemu zabroni. Najważniejsze by jej zdjęcia zrobili, by pokazali potem na „pudelku”  a cała reszta to tylko bicie pany dla samego rozgłosu, z którego potem te psy i tak nic nie będą miały.
Czemu właściwie chce mi się z tego śmiać? Bo nie wiem co jest gorsze, hipokryzja w postępowaniu wegetarian w skórzanych butach czy pseudo- ekologiczni w sztucznych futrach. No bo skoro te sztuczne są takie super i dobre to zadam tylko jedno pytanie- ile rozkłada się skóra naturalna, ile ta sztuczna? No właśnie, drodzy ekologiczni- produkujecie co roku miliardy ton śmieci przez swoje widzimisię. Trochę przykre, trochę… śmieszne? Lepiej wyprodukować kolejną parę butów z plastiku niż wykorzystać skórę zwierząt które i tak zginęły w rzeźniach, niech zgnije. A ,,piękna’’ kolorowa góra śmieci zaleje nas szybciej niż zrobi to fala imigrantów.
Czy w dzisiejszych czasach moda na bycie „eko” i pomysły ludzi którzy nie mają o tym zielonego pojęcia wyznacza poprawność o jakiejkolwiek nie pomyślimy? Czy wiedzę ludzi zajmujących się tym od lat, prowadzących badania mamy wywalić do kosza? Bo jest nie taka? Bycie eko to moda, dużo się o tym mówi, dużo się tego na nas wymaga. W sposób często – cóż to dużo mówić- głupi, po prostu. Dziś moda owładnęła nie tylko wybiegi mody ale także styl bycia czy życia. Bo bycie myśliwym to skandal-bo to tradycja, a fe! Widzę z zakresu gospodarowania zwierzyną czy w ogóle wiedzę leśną traktuje się jak zbrodnię, a nie za coś, co powinno imponować. Coż, świat nam zwariował, dziś liczy się to, co powiedzą inni, a nie to, czy żyjesz w zgodzie z sumieniem i naturą, tak serio. Wiochą jest uważać siebie za polaka a nie za Europejczyka, nowoczesnego, wszechwiedzącego. Świat nowoczesny chce nam powiedzieć nie tylko jak mamy żyć czy czuć, mów nam jak wychowywać dzieci, co lubić, a co zgnębić. W rodzinie mają być rodzice- nie ojciec czy matka, a między sobą mają być partnerami a nie mężem i żoną. Świat nabiera coraz większego rozpędu- nie wiadomo dokąd, oby się kiedyś nie zagubił, bo możemy się zdziwić.  

wtorek, 11 sierpnia 2015

Słów kilka o koleżeństwie…



 Pomimo tego, iż w dzisiejszych czasach do Polskiego Związku Łowieckiego dostaje się każdy kto ma na to ochotę a nie koniecznie klasę i jest myśliwym bo jest to faktycznie jego ogromną miłością i pasją nikogo nie omija obowiązek postępowania etycznie i po koleżeńsku. Do tej pory wydawało mi się, że w związku są ludzie którzy posiadają chociaż za grosz kultury i dobrego smaku. Oczywiście, jak to w życiu bywa i w naszym pięknym kraju dostałam kubeł zimnej wody na głowę a na swojej drodze od pewnego czasu mam „przyjemność” spotykać  i tu cytat Kol. Sławomira z grupy Prawdziwi Myśliwi „dziadów i popaprańców”. Wydawało mi się do tej pory że do osób ze związku należy zwracać się Koleżanko/Kolego ale jeśli niektórzy tak wolą…
Rozmawiając ostatnio z pewnymi osobami okazuje się że nie tylko ja spotykam na swojej drodze tak „etycznych” myśliwych. Szkoda aż na to patrzeć, żal się przyznawać że się do związku należy jeśli mamy być oceniani przez takich właśnie ludzi. I pomimo że wszyscy dobrze te słówka znają: etyka, koleżeństwo, tradycja… - mało kto potrafi się tymi wartościami posługiwać. A przez ludzi przemawia jak zwykle zazdrość, zawiść i chęć dokręcenia komuś śruby. Każdy ma prawo mieć odmienne zdanie lub popełniać błędy, częściej jednak za to dostaje się po głowie aniżeli zostaje wysłuchanym bądź zrozumianym. A przecież myślistwo to nie jest obowiązek czy przymus, to dobro z którego każdy z nas powinien potrafić korzystać i powinien potrafić się przede wszystkim dzielić tym z innymi. A tymczasem?
Jaka radość z myślistwa dla etycznego myśliwego który rozpoznawany jest powoli w całej Polsce jeśli zarząd własnego koła próbuje go „wychować” i stłamsić.
Jaka radość dla myśliwego który stara się i wspiera wszystkie imprezy organizowane przez zarząd okręgowy jeśli Kolega Łowczy próbuje zrobić z niego za wszelką cenę kłusownika.
Jaka radość jest z kolei dla Diany która ma niesamowitą pasję ale komuś przeszkadzają „jej paznokcie” i „tapeta” w łowisku? Bo to nienaturalne, bo sztuczne, bo się „lansuje”.  A czy makijaż przeszkadza w wypatroszeniu dzika bądź osiąganiu dobrych wyników na strzelnicy?
Smutne jest to, że myśliwi zamiast się szanować i wspierać sami rzucają sobie kłody pod nogi. Zamiast powiedzieć : Hej! Darz Bór dobra dobota!” większość zaciska wargi i myśli sobie „cholera… dlaczego jemu się udało, nie powinno”.  Na sam koniec smutne jest to, że tych prawdziwych etycznych myśliwych coraz mniej. A tych myśliwych z przypadku… no cóż… coraz więcej jak szkód w kukurydzy.

wtorek, 28 lipca 2015

Nasze spotkanie Dian;)



Przychodzi czasem taki okres, kiedy człowiek wpada w dołek i nie bardzo wie jak z niego wyjść. Wszystko wydaje się skomplikowane i nie do przeskoczenia a zamiast działać najlepiej zakopałby się pod kołdrą i nie wystawiał spod niej nawet małego palca u nogi. I stajemy wtedy, zastanawiamy się nad sensem tego, co nas otacza. Ostatnio właśnie miałam taki okres, chwilami myślałam że już się nie skończy…
W ostatni weekend odbyło się spotkanie Dian, które planowałyśmy z Gosią od jakiegoś czasu. Niestety pracy dużo a sesja ciężka. Mimo to, Gosia zajęła się wszystkim i jak zwykle stanęła na wysokości zadania. Zgłosiło się ponad 20 kobiet polujących niestety z różnych przyczyn dotarło nas tylko 11. Podzieliłyśmy ten czas spędzony w tak doborowym towarzystwie na 3 etapy. Pierwszym był projekt realizowany przez Gosię- czyli sesja zdjęciowa „Diany w różnych odsłonach”.
Następnym była dyskusja na temat spraw jakie dotykają nas- Dian.  I ostatnim była wspaniała uczta. Każda z koleżanek przywiozła pyszne potrawy a „Sagan myśliwski” obdarował nas własnymi wyrobami wędliniarskimi.
Podczas sesji zdjęciowej świetnie się bawiłyśmy, było dużo śmiechu a dziewczyny bardzo zaangażowały się w realizację projektu. Szkoda tylko że zgłosiły się jedynie koleżanki w młodym wieku, te starsze koleżanki, na których najbardziej nam zależało niestety zrezygnowały w ostatniej chwili. Powodem był zazwyczaj wykonywany zawód lub rodzina.
Podczas dyskusji zapytałam koleżanki czy doświadczyły kiedyś tego, że ze względu na myślistwo ktoś negatywnie się do nich nastawił. Zgodnie odpowiedziały że na żywo nigdy- wprost przeciwnie. Dużą dyskusję wywołało pytanie o to, jak przedstawić pasję dzieciom. Większość koleżanek odpowiadało że myślistwo w ich życiu było od  zawsze. I jest to tak naturalne jak oddychanie, zaczynało się zawsze od obserwowania zwierząt i czytania opowieści myśliwskich. Bardzo mądre słowa powiedziała koleżanka Ola która powiedziała, że łowiectwo jest największym wyzwaniem jej życia.
Każda minuta spędzona w tak wspaniałym gronie dodawała mi coraz więcej wiary i nadziei w to, że życie jest jednak piękne. Miło było spędzić czas w towarzystwie szczęśliwych i spełnionych, pięknych kobiet. Uświadomiły mi wiele ważnych rzeczy i dały kolejne powody do tego, aby kochać ten las jeszcze bardziej.
I dały mi wspaniały obraz tego, jakie Diany są i jak powinny być odbierane. Są to koleżanki które mają w sobie ogromną pasję, potrafią pięknie posługiwać się gwarą i polują bardzo etycznie.
Taki obraz Dian zobaczyłam i życzę każdemu by miał kiedyś do czynienia z tak wspaniałymi koleżankami.  
 Dziękuję Wam jeszcze raz dziewczyny za mile spędzony czas, mam nadzieję że spotkamy się jeszcze nie raz i niesamowicie się cieszę, że zyskałam kolejne wspaniałe osoby w swoim otoczeniu. Wielkie brawa dla Małgosi która zajęła się całą organizacją oraz dla Ani która wraz z Gosią przygotowały domek  KŁ „Batalion” w Legnicy na nasze spotkanie. Z łowieckim pozdrowieniem Darz Bór!

środa, 20 maja 2015

niezgoda rujnuje- zgoda buduje

Większość myśliwych w mniejszy lub większy sposób angażuje się w życie koła, nie ważne jak- ważne że jest. I obserwując to środowisko od kilku lat, mogę stwierdzić, że mam niesamowite szczęście. Ile słyszy się na około, że członkowie kół kłócą się między sobą i nie potrafią się dogadać. Często robi się wszystko, byle by komuś innemu dopiec. Ewentualnie wszyscy mają wszystko w szerokim poważaniu- współczuję. Często koła podzielone są na 2-3 grupy, każda ma racje, każda inna się myli. Przecież oczywiste. Robimy wszystko, byle by wyszło na nasze, byle „nasi” dostali się do władzy. I może to normalne, może ja oślepłam na jedno oko ale w moim kole jest spokój. Serio, nic się nie dzieje, żadnych kłótni ani rzucania sobie kłód pod nogi, najzwyczajniej w świecie- nuda! Co mogę powiedzieć o swoim kole? Ano tyle, że od samego początku jego powstania ktoś tam z mojej rodziny zawsze był. I że do tej pory dojechało już do czwartego pokolenia. KŁ „Bażant” powstało 1 kwietnia 1964 roku i pomimo, że ktoś mógłby to uznać za jakiś wredny żart, istnieje do dziś, ma się dobrze i jest kołem z bardzo rodzinną atmosferą. Gdy przychodzi sezon zbiorówek, zaczynają się weekendy spędzone wśród tej drugiej rodziny. Leśnej braci. Większość pilot od telewizora zamienia na sztucer a pyszny, rodzinny obiad na kiełbasę z ogniska. Ale nie ma nic lepszego niż to podekscytowanie gdy przez linię szły dziki. Ta adrenalina, gdy słyszy się zbliżającą nagankę, grającą sforę i ten głos niosący się po lesie „DZIKI”! Lub gdy cichutko rozstawia się miot, cały las wydaje się, że zamarł i prawie słyszy się dreptające pod nogami mrówki lub uderzające o ziemię płatki śniegu. W moim kole myśliwi śniadanie jedzą wszyscy razem, przy jednym ognisku. Wszyscy z podekscytowaniem opowiadają sobie o tym, co przed chwilką działo się na linii. Wszyscy gratulują już później temu, któremu tym razem św Hubert był łaskawy. O ile lepiej poluje się w kole, w którym panuje miła atmosfera. Każdemu tego życzę, bo przecież można się dogadać, serio, łączy nas wspólna pasja. Nie trzeba się ciągle kłócić, bo niby o co? Drogie koleżanki i drodzy koledzy, jeśli sami się nie szanujecie to jak ludzie którzy nie mają z naszym środowiskiem nic wspólnego mają nas szanować? Zastanówcie się nad tym. Więcej dystansu do siebie i do Twoich poglądów. Bo jak wszystkie dzieci wiedzą niezgoda rujnuje- zgoda buduje;).

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Nasz pierwszy raz.



Nikt nie powiedział że życie z myśliwym jest łatwe. Jak ktoś nie wierzy to może zapytać żony myśliwego. Dlaczego? No proste, jak tylko pełnia pojawia się na horyzoncie to nagle mąż w dziwny sposób się rozpływa. Znika jak kamfora. Często to rodzi konflikty i spięcia, a jak wiadomo w starciu z wkurzoną żoną drodzy Panowie raczej szans nie macie. Wy jedno słowo ona piętnaście, eh…
I dlatego najbardziej przebiegłym załatwieniem sprawy jest zarażenie swojej kobiety pasją. Moja druga lepsza połowa była na tyle przebiegła albo na tyle miała szczęście że gdy na siebie wpadliśmy oboje już polowaliśmy. Oczywiście jak tylko nadarzyła się okazja nie mogliśmy odpuścić sobie pierwszego wspólnego wyjazdu w łowisko. Wybór padł na koło Łukasza, po szybkim telefonie do łowczego i powiadomieniu go o wspólnych łowach oraz po uzyskaniu odstrzałów mogliśmy wybrać się w Knieję. Gdy tylko wjechaliśmy w obwód mojego prywatnego myśliwego posypały się historyjki na temat miejsc które mijaliśmy oraz wytłumaczenie dlaczego tak, a nie inaczej się nazywają. Pogoda była piękna pomimo tego, że trochę wiało. Słońce chowało się powoli za horyzontem i tylko delikatnie rysowało nad ścianą lasu pomarańczowo-czerwoną poświatę a nad nami nie było ani jednej chmury. Gdy tylko zajechaliśmy na miejsce docelowe, wysiedliśmy z auta i przygotowaliśmy się na wyjście na spacer- na horyzoncie pojawił się zając. Zrobił słupek, postawił słuchy i wyglądało na to, że robi rozpoznanie terenu. Bardzo powoli i po cichutku podążaliśmy w jego kierunku. Gdy tylko nas dostrzegł okazało się że nie jest taki kozak na jakiego starał się zgrywać. Po tym, jak odbiegając od nas a skoki wyprzedzały słuchy, uznał że jest na bezpieczną odległość jeszcze na chwilę się zatrzymał. Zabębnił jeszcze raz o zmarzniętą ziemię podeszwami ale gdy zauważył że raczej nie ma szans żeby nas wystraszyć zwątpił i oddalił się już całkiem.
W momencie gdy doszliśmy na ambonę, a Łukasz już kilka razy usłyszał „ciiiiii” od świeżo upieczonej Diany i chwilowo chyba zastanawiał się, po co on właściwie mnie zabrał słońce całkowicie schowało się za lasem. Weszliśmy powoli na ambonę i zaczęliśmy lustrować teren. Każdy w swoją stronę i każdy za czymś innym. Ja szukałam rudzielca a Łukasz dzików. I wyobraźcie sobie, że po dwóch godzinach obserwowania kóz, zajęcy i tak poza tym totalnej pustyni w końcu odstawiłam lornetkę i kompletnie zmarznięta przytuliłam się do mojego Szczęścia. I wtedy w tym samym momencie ktoś chciał zrzucić nas z ambony. Tym razem ja usłyszałam komendę „ciii…’’ a odgłosy pod amboną się nasiliły. Trwało to minutę, dwie, w końcu pięć a ktokolwiek był pod nami nie miał zamiaru się wynieść. „Borsuk” usłyszałam ciche mruknięcie do ucha. „Jasne, ale ściema. Niby skąd wiesz?- pomyślałam przez chwile a potem wychyliłam się ostrożnie. Faktycznie! Pod nami był borsuk i nawet ani śnił popatrzeć w górę. Powoli zaczynał mnie wkurzać i chyba wyczuł że mam dość. Nagle ambona przestała być interesująca, wychylił się na drogę i oddalił. To był moment, w którym stwierdziłam, że chyba przymarzłam do szczebelków. Łukasz nie miał sumienia dłużej mnie męczyć i na widok mojego wzroku kota ze Shreka zarządził powrót do domu. I pomimo, że tym razem Hubert nie był tak łaskawy co do napotkanego zwierza, pozwolił nam wspólnie dzielić pasję i przeżywać razem coś, co tak bardzo oboje kochamy.

środa, 18 marca 2015

Zakochani w Kniei.



Po tym, jak zaprezentowaliśmy zdjęcia z sesji „zakochani w lesie” opinie były przeróżne. Zazwyczaj odbiór był pozytywny, wszyscy mówili że zdjęcia są super i faktycznie mogą w jakiś sposób promować łowiectwo. Jednak jak powszechnie wiadomo- dwóch Polaków, trzy opinie- znalazł się ktoś, kto przyczepił się mnie.
„Po co Ci Kolego kobieta w lesie? Będziesz musiał za nią tylko broń nosić. To nigdy nie wychodzi. Kolego, tylko sobie Kolega problem na barki bierze. Kobieta w lesie- nieszczęście w łowisku.”
Czy faktycznie kobieta w lesie przeszkadza? Czy polowanie we dwójkę nigdy nie wychodzi? I czy wspólna pasja to tylko mit?
Wydaje mi się, że to po prostu zazdrość. Bo jak inny kolega może mieć swoją Dianę a ja nie? Nie ma tak dobrze.
Można dzielić razem pasje, przeżywać wspólnie łowiectwo i pojechać razem do lasu. Polecam- to wcale nie boli. Zabierajcie Koledzy swoje Panie do lasu. Bo o ile rozumiem że nie każdy może kochać las, to jeśli się go w ciekawy sposób przedstawi, to  daję sobie rękę uciąć, że od czasu do czasu Wasze wspaniałe żony porzucą szpilki na rzecz gumowców.
Myślę że i korzyści by to dało. Bo i wtedy druga połówka by częściej do lasu puszczała, mniej marudziła a i spokojniejsze by wspaniałe żony były. Bo będą wiedziały „co tej mój chłop w tym lesie widzi”. A jeśli niektórzy Koledzy od szanownej małżonki do lasu uciekają to ja polecam się zastanowić czy to faktycznie dobry wybór i przy okazji polecam nie mierzyć wszystkich własną miarką.
Co do noszenia za mnie broni- drodzy Koledzy, zapewniam Was, że moja broń- moja sprawa. I nikt nie ma prawa mojej broni ruszać. Serio- potrafię załadować, rozładować a nawet ku zdziwieniu wielu- potrafię tą broń wyczyścić! Taki szał! I nie robi tego za mnie ani Tatuś ani druga połówka.
Łowiectwo serio można przeżywać razem- ba, ono nawet często ludzi łączy. Bo skoro pojawia się w każdym momencie naszego życia to tym bardziej piękne że razem możemy w pełni się realizować.
I jakoś na razie nie słyszałam, by któryś z kolegów marudził że jego kobieta poluje. Bo jeżeli dwie osoby kochają coś tak samo mocno, łączy ich pasja no to czy to nie jest piękne?
Obserwując pary które dzielą swoje pasje, zauważam że łączy ich niesamowita więź. I nie koniecznie ograniczam się teraz tylko do łowiectwa. Każda inicjatywa, która daje ludziom jeszcze większą bliskość  jest na wagę złota. Więc podsumowując- można w Kniei iść razem za rękę i czerpać z tego całymi garściami.